DITA, KATE'S SEX APPEAL, ROYAL ASCOT AND THE ESSENCE OF A LADY, PART V.


 I am a very happy woman. I stress it many times, as looking at the world around me- I am lucky.
I am healthy and so is are my loved ones. I have a great family, fantastic husband, a dog, cats,
my beloved job and many, many friends.
But what I appreciate the most is the friendship of my girls from high school!
There are a few of us. We've been together for so many years now.
Our husbands are friends and so are our children. For quite a long time we all  spent summer
holidays at the seaside. This year it will be the most peaceful and magical part of Poland- Suwalszczyzna.
Boxing Day was always together. Since I left for Warsaw- the tradition broke a bit but we last anyhow. For good and for bad. And that is so precious. One of my blessings.

Jestem bardzo szczęśliwą kobietą. Podkreślam to wiele razy, bo patrząc na to, co dzieję się wokół mnie- ja naprawdę mam dużo szczęścia.
Jestem zdrowa i wszyscy moi bliscy też.
Mam super rodzinę, fajnego męża, psy, koty, ukochaną pracę i przyjaciół wielu.
Ale to, co cenię sobie bardzo, to przyjaźń moich "BAB" z liceum!
Jest nas kilka. Trzymamy się razem od tylu już lat.
Nasi mężowie się znają, dzieci nasze tym bardziej, przez długi czas całymi rodzinami jeździliśmy
na wspólne wakacje nad morze. W tym roku będzie to Suwalszczyzna.
Pierwszy dzień Świąt zawsze spędzaliśmy razem.
Odkąd wyprowadziłam się do Warszawy, troszkę tradycja podupadła ale i tak trwamy.
Na dobre i na złe. I to jest piękne. To jest jedno z moich szczęść :-)


In a few days Royal Ascot again. Horse races, competition, The Queen and HATS!
That is a truly fantastic event and one of my biggest dreams is to go there one day. Finally!
In the meantime, each of my collections has a hat, which- presented on Ladies Day- would
definitely be an eye- catcher. In 2014- SERENDIPITY collection- it was phenomenal
"GIULIETTA"- the first saucer in my millinery career. Photos and post to remind  it HERE.
"Giulietta" lives in Dubai now.
In 2015, for LE CHIC PARISIENNE collection I created one of the most amazing hats-
"PRIX DE DIANE"- photos and post HERE. The beauty lives in Hamburg.

Za kilka dni słynne Royal Ascot w Anglii. Gonitwy, konie, rywalizacja, Królowa i KAPELUSZE!
To jest naprawdę fantastyczne wydarzenie i moim wielkim marzeniem jest tam w końcu pojechać. Tymczasem jednak każda z moich kolekcji ma swój kapelusz, który na LADIES DAY
niewątpliwie zwróciłby uwagę. W 2014- w kolekcji SERENDPITY była zjawiskowa
GIULIETTA- pierwszy w mojej karierze tak wielki kapelusz- zdjęcia i post dla przypomnienia TUTAJ. Giulietta zamieszkała w Dubaju.
W 2015, w kolekcji LE CHIC PARISIENNE stworzyłam chyba jeden z piękniejszych kapeluszy- "PRIX DE DIANE"- zdjęcia i post dla przypomnienia TUTAJ.
"Prix De Diane" zamieszkał w Hamburgu.


To celebrate Royal Ascot 2016, I created an impressive, mysterious and very sexy
saucer hat "DITA". For those interested in fashion, the name of Dita Von Tesse is not a mystery.
An American burlesque dancer, model, costume designer, entrepreneur and occasional actress.
She is thought to have helped repopularize burlesque performance. Absolutely beautiful woman.
With such a retro, vintage beauty, that it is hard to believe that she is a "today" woman.
And when I spotted the Dior checked fabric, I immediately knew that the hat created from this treasure has to be big. And has to be retro. But most of all- what is obvious- must be smashing!
I do not know where the thought about disturbing the perfect line came from, however the very first moment I did the cut, I knew it is the perfect place for French Chantilly lace. And when I imagined the woman glancing from behind this lace... DITA! And that's how the hat got its name :-)
The huge silk, black bow, deep red roses and my beloved, delicate veiling.
In reality it is absolutely gorgeous.

Dla uczczenia tegorocznego Royal Ascot powstał zjawiskowy i tajemniczy, bardzo seksowny kapelusz DITA. Dla wszystkich, którzy choć w małym stopniu interesują się modą, nazwisko
Dity Von Tesse nie jest obce. Amerykańska tancerka burleski, modelka, projektantka kostiumów, bizneswoman i od czasu do czasu aktorka. Mówi się, że miała duży wkład w repopularyzację spektakli burleski. Absolutnie piękna kobieta. Z urodą tak bardzo retro, że aż nie chce się wierzyć,
iż to postać z naszych czasów :-) I gdy tylko wpadła mi w ręce kratka od samego Diora, wiedziałam, że kapelusz z niej zrobiony musi być wielki. I musi być retro. A przede wszystkim, że musi być- rzecz jasna- zjawiskowy! Nie wiem skąd przyszła mi myśl na zakłócenie idealnej linii kapelusza
tym wycięciem. Ale kiedy tylko powstało, wiedziałam, ze jest to idealne miejsce na francuska koronkę Chantilly. I kiedy  wyobraziłam sobie kobietę, która spogląda zza tej koronki.... DITA!
I tak też ma na imię :-) Wielka jedwabna czarna kokarda, krwisto czerwone róże i moja ukochana woalka. Na żywo jest po prostu niesamowity.


Kate's - the magic photographer- project- THE ESSENCE OF A LADY- was intended to show
the true beauty of a woman, her hidden strenghts, character. All this, what each of us, women,
has but not necessarily realises. Many times have I had the possibility to say this- but I can repeat
it with a great pleasure- Kasia sees more. Better. Deeper. More beautiful.
In pictures created by her there is this elusive something that has such a power of dragging you close.
Something that causes you to stop for a while. To think. To look.
There is magic. There is double bottom.
When Kasia sends me photos of the women- one by one- I know that to open them, I need to have peace and quiet. I need to take time. As only then can I savour each and every one at a time.
And to discover not only the girls- whom I already know- but my hats as well. Again and again.
From different angles. From a different view.
I am very proud of my work. I always repeat that he hats starts to "live and speak" the very moment
it is put on the woma's head. Kate's photos prove it. And they also prove that I perfectly know
what hat fits the woman best. To her style and her character. To acknowledge her uniqueness.


Projekt Kasi- ESENCJA KOBIETY- był w zamyśle projektem, który miał pokazać piękno kobiety, jej ukryte moce, siłę, charakter. To wszystko, co każda z nas ma w sobie ale niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę. Wiele już razy miałam okazję to powiedzieć ale z przyjemnością powtórzę
to po raz kolejny i kolejny- Kasia widzi bardziej. Głębiej. Piękniej.
W obrazach przez nią stworzonych jest takie nieuchwytne coś, co ma wielką siłę przyciągania.
Coś, co powoduje, że zatrzymujemy się na chwilę i po prostu patrzymy. Jest magia. Jest drugie dno.
Kiedy Kasia wysyła mi zdjęcia kolejnych Dziewczyn, wiem, że aby je otworzyć, muszę mieć ciszę, spokój i czas. Bo tylko wtedy mogę delektować się każdym jednym z osobna i wszystkimi razem.
I odkrywać na nowo nie dość, że dziewczyny, to i moje kapelusze.
Dumna jestem bardzo ze swojej pracy. Zawsze powtarzam, że kapelusz zaczyna żyć i "mówić" dopiero wtedy, kiedy kobieta wkłada go na głowę. Kasi zdjęcia są tego potwierdzeniem.
I potwierdzeniem też tego, że doskonale wiem, jaki kapelusz pasuje do charakteru i stylu kobiety,
która chce potwierdzić swoja wyjątkowość.


The main character of today's post is my long- time best friend. The one from high school.
My soulmate. The person of great heart and huge kindness. The good spirit. Perfect organizer.
There is no such thing as "impossible" for her! And the time when she does all of this!
For me- mind-boggling how she manages that. Once she was a real MOTHER.
Everything was subjugated to kids. With time being she grew- up from a Mother Mother
to Mother The Cook. Her baked onion tart- the taste that will stay with me for ever....
Her watermelon, parsley, feta cheese and black olives salad... Divine!
Sha was cooking so well and so much that I started to call her my Warsaw Nigella.
Nigella's books- in Polish and in English- all ever printed- have a special place in her kitchen.
And when she finally cooked enough, she started to bake!
But bake not just pies or cakes! No, no no! She started to bake layer cakes and birthday cakes!
And one day my eyes saw such pieces of art. that I could not believe that she has such a talent in her hands! There were flowers, little flowers, tiny flowers- looking as real that you had to touch
them to believe they were marzipan ones. There were dragons, soldiers, tanks, airplanes...
Anything you would dream of- she would do it.
She was baking and baking. Modelling and modelling. Untill she became the master!
Untill she reached the top! And then she STOPPED!
I do not really know why. Well- in fact I know.
She started to take photos. But before she started taking tchem- she attended the photography
course. FOOD photography to be precise. Because these cakes had to be photographed perfectly.
And when I finally saw these photos- I almost died!
They were so amazing! So stunning! So fantastic! Technically beyond!
Perfect! STREET ART photos!
Iam waiting for her to climb another top. And now I do not even wonder what will be next
as it is going to be absolutely something very different!


Bohaterką dzisiejszego postu jest moja wieloletnia przyjaciółka. Ta z liceum. Moja bratnia dusza.
Człowiek wielkiego serca i wielkiej dobroci. Czarodziejka. Organizatorka idealna. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. I czas, w jakim ona potrafi wszystko zrobić- dla mnie niepojęte jak ona to ogarnia. Kiedyś była prawdziwą Matką Polką. Wszystko było podporządkowane im i tylko im.
Dzieciom. Później troszkę z tej opieki totalnej wyrosła. I zaczęła gotować. Jej tarta z pieczoną cebulą- smak, który kochać będę na wieki. Sałatka z arbuzem, pietruszką i czarnymi oliwkami.... Boskość. Gotowała tyle i tak, że zaczęłam ją nazywać moją Nigellą Warszawską-
bo teraz obie w Warszawie mieszkamy :-) Książki Nigelli ma wszystkie możliwe.
W wersji polskiej i angielskiej. Przepisy i triki w małym palcu.
Jak już się nagotowała, zaczęła piec! Ale co tam piec. Żadne tam babki czy placki.
Zaczęła piec TORTY! I pewnego dnia mym oczom poczęły się ukazywać takie dzieła sztuki,
że nie mogłam uwierzyć, że to ONA sama ma w palcach taki talent! Kwiaty, kwiatki, kwiatuszki, plażowicze, smoki, czołgi i samoloty. Wszystko ulepione z masy marcepanowej. Niebywałe.
Zjawiskowe. Piękne. Piekła i piekła. Lepiła i kleiła. Osiągnęła mistrzostwo.
I jak już wlazła na sam szczyt tego lepienia- przestała. Nie wiem dlaczego. Chociaż właściwie wiem.
Zaczęła robić zdjęcia. Ale zanim zaczęła je robić, poszła rzecz jasna na kurs fotograficzny.
Fotografowania JEDZENIA. Bo torty owe musiały zdjęcia mieć idealne.
I jak już w końcu objawiła mi te swoje fotografie- padłam. Fotografia STREET ART.
Ale od razu na wysokim C! Nieprawdopodobne! Technicznie kosmiczne. Zaskakujące.
Artystyczne. No po prostu MEGA.
Czekam jak już wejdzie na kolejny szczyt. I nawet się nie zastanawiam co będzie następnym wyzwaniem. Bo na pewno coś z totalnie innej beczki.


Despite all these talents of hers that awake one by one- she is simply beautiful.
And so very feminine, sexy and .... that I have always envied her.
And she? Does not believe it of course! There is not a single day without complaining.
Every day she looks for imperfections- this is not as it should be, here she has too litle,
here too much, this is not right, that is too good. Zodiacal Libra.
And try to imagine, that even the day she saw a part of these photos- she found something
in almost each of these, what did not allow the photo to be shown anywhere!
The photos which are posted here are chosen by me. I will be killed six times, dismembered seven times only because of the fact that I dared to show them to the whole world without authorisation.
Well... At best, the world will not see anything MADE BY LALLU CHIC anymore.
But who cares...
Kate. My best friend. My son's godmother. The one, who travelled 500 km to be with me on giving birth to my first child- my daughter, the one who hold my hand, stayed with me 13 hours.
Was there as I needed her. Beautiful woman.
Perfect beauty for DITA hat. I do not have to say anything else. Magical. Alluring.
Sexy. Retro. Vintage.


A pomijając te wszystkie talenty, które budzą się w niej po kolei- jest po prostu piękna.
I tak strasznie kobieca i seksowna i w ogóle, że od zawsze jej zazdrościłam.
A ona co? Oczywiście nie wierzy! Wiecznie czegoś w sobie szuka. A to nie takie, a tamto
jeszcze gorsze, a tu nie taka, a tu owaka. No cóż- zodiakalna Waga.
I wyobraźcie sobie, że nawet kiedy zobaczyła część tych zdjęć, oczywiście w każdym- no prawie każdym znalazła coś, co nie kwalifikowało się do publikacji gdziekolwiek.
Te, które widzicie tutaj są wybrane przeze mnie. Zostanę zamordowana i poćwiartowana z sześć razy, za to, że odważyłam się pokazać je światu bez autoryzacji. Ale niech tam.
Najwyżej świat nie ujrzy już nic więcej MADE BY LALLU CHIC.
Katarzyna. Moja przyjaciółka. Matka chrzestna mojego syna. Ta, która przyjechała 500 km,
żeby trzymać mnie za rękę, kiedy rodziłam moje pierwsze dziecko- moją córcię.
Była ze mną te 14 godzin. Bo jej potrzebowałam.
Kobieta piękna. Z urodą tak idealnie pasującą do kapelusza DITA,
że nic już więcej dodawać nie muszę! Czarodziejska. Uwodzicielska. Seksowna. Retro. Vintage.


Here is my true Kate:-) That is her SMILE :-)
Tu jest moja prawdziwa Kasia. Jej uśmiech :-)
Kate- the photographer- wrote the other day, that she can not explain this, but whenever
she looks at these photographs of my multitalents friend, she has goosebumps.
There is somethingabout it.
But the question is whether my friend believes it? Whether she believes who she is?
One day I will tell you....

Kasia- fotograf- napisała, że nie umie wyjaśnić dlaczego, ale za każdym razem kiedy patrzy
na zdjęcia Kasi- kobiety multi utalentowanej- dostaje gęsiej skórki. Coś w tym jest.
Tylko czy Ona, ta przyjaciółka moja w to uwierzy? Czy uwierzy wreszcie w siebie?
Kiedyś Wam powiem....

PHOTOS: Katarzyna Purchalak KPMultimedia




Photo: www.kuczborski.com































Komentarze

Popularne posty