BALETNICĄ BYĆ. O KWIATKU DO BERLINA I RADOŚCI TWORZENIA.

Nie, nie, nie! Na baletnicę zadatków nigdy nie miałam i tańczyć w Jeziorze Łabędzim też nigdy nie chciałam. Nigdy! Ale na paluszkach w czerwonej ogromnej spódnicy pokręcić się zawsze i wszędzie można. Tego nikt nam nie zabroni.

Toteż po sesji karuzelowej we wnętrzu Fabryki Norblina, udaliśmy się z Kasiunią i Piotrem do baru na czerwona kanapę- do której pasowałam jak widzicie idealnie- wypiliśmy kaweczkę i piweczko w oczekiwaniu na iluminacje zewnętrzną i ruszyliśmy potańczyć. To znaczy ja tańczyłam (mocno powiedziane), a Kasia starała się uchwycić to i owo.

Wyszło pięknie! Pomimo opadów i spadających z dachów resztek śniegu.

Tak. Szaleństwo jest aktualnie najzdrowszą formą przetrwania, więc upust temu daję tutaj i w tym, co tworzę najwyraźniej też. 

KWIATEK! Przyszedł mi do głowy nagle i niespodziewanie. Jak większość moich kreacji.

Mam w Berlinie przyjaciółkę Agutę. Mój poziom energii i ekspresji jest w zalążku zaledwie w stosunku do tego, co drzemie i żyje w niej. To jest Kobieta nieokiełznana! Wulkan energii z tak wielkim sercem, że słowa żadne tego nie opiszą. I dzieli to serce między każdego. Przyjaciela, Tatę, bezdomnego czy bogacza. Człowiek jest człowiek, zwierzę tez serca potrzebuje, więc idzie ulicami tego swojego Berlina i sieje dobro. Codziennie!

Kiedy dzięki mojej Olci, artystce Fridowej z Zielonej Góry poznałam Agę, szybko stała się moja fanką. Fanką LALLU CHIC raczej. Tempo w jakim rosła jej kolekcja jest ciężkie do określenia. Napiszę tylko, że tak jak ja mam kolekcje butów na trzy muzea, tak Aguta musi już mieć garderobę Carrie Bradshaw  na umieszczenie tego wszystkiego.

Nigdy nie zapomnę, jak zapytałam czy nosi ostatni z moich fascynatorów (duży i szalony, bo inne nie wchodzą w grę), a ona odparła mi: No przecież!!! Na hulajnodze do S-Bahn jadę i do pracy! I pudełeczko mam w torbie, żeby schować moje cudo na wypadek deszczu!

No! To się nazywa dbałość o rzeczy bezcenne :-)

I tak już trwamy w tej naszej przyjaźni i Agutowej miłości do Lallu. Kolekcja rośnie a ja muszę naprawdę się postarać, żeby wciąż ja czymś zaskoczyć. Bo dostaje tylko słowa klucze.

Tym razem było: POMARAŃCZ do mojego najnowszego futerka :-)

Tworzenie dla kobiet, które znam nie zajmuje mi dużo czasu. Jednak tym razem utknęłam na chwilę, bo w oceanie nakryć Aguty dwa podobne pojawić się nie mogą i nie powinny.

I przyszło to "kopnięcie" nagle, kiedy odwracałam się w stronę mej przepastnej tkaninowej szafy. Resztka kudłatego futerka! BINGO! Błysk musi być, więc pomarańczowy cekin znalazł się u Supła i tak powstał ten malutki z założenia a ogromny z wykończenia MAGIC PLANT.

 

Sama się śmiałam ubierając to cudowne coś. Znam Agutę i wiem, że dla niej nic nie jest too much. 

Brakuje jej jedynie odpowiednich rozmiarów pudełka na wypadek deszczu ale to już zupełnie inna historia.

I tym ostatnim postem ściskam Was noworocznie. Życzę Wam wszystkiego najcudowniejszego na ten kolejny Nowy Rok! Niech będzie piękny, wesoły, pełen spełnionych marzeń i obfity w cudowne niespodzianki.

Dziękuję za Was wszystkie i wszystkich.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2023!

Zdjęcia teamu KPMultimedia of course

P.S.

Spróbujcie proszę zostawić komentarz TUTAJ na blogu. Ja mam wrażenie, że to nie działa albo nie można tego zrobić z jakiś dziwnych przyczyn. 

Buziaki